
Żarty się skończyły! Czas na grube działa: faworki z przepisu mojej mamy – Krystyny. Idealne na karnawał, tłusty czwartek, każdy czwartek, każdy dzień w ogóle.
Składniki:
Pół kilograma mąki
10 żółtek (jeśli są to jajka ze wsi, prosto od szczęśliwej kury – wystarczy 8. Ale sklepowych 10)
3 łyżki gęstej śmietany 18%
Płaska łyżeczka cukru pudru
2 łyżki spirytusu
Pół płaskiej łyżeczki proszku do pieczenia
4 kostki (1 kostka – 200 g) smalcu
Cukier-puder i cukier wanilinowy
Cukier-puder robię sama, więc od tego zaczynam. Szklanka cukru i 1 saszetka cukru wanilinowego do młynka i mielimy razem.
Mąkę wysypujemy na blat, robimy “górkę” i wbijamy żółtka na środek, dodajemy pozostałe składniki ciasta i zagniatamy na gładko. Zostawiamy na 2 godziny lub więcej do “odpoczęcia”.
2 kostki smalcu roztapiamy na głębokiej patelni. Ciasto rozwałkowujemy w maszynce lub wałkiem na bardzo cienki, następnie tzw. radełkiem do ciasta dzielimy na paseczki – ok 2 cm x 10 cm, z 2 cm dziurką na środku. Przewlekamy jeden koniec przez dziurkę, by stworzyć charakterystyczny kształt. Uwaga – tłuszcz do smażenia musi być bardzo gorący. Warto urwać mały kawałek ciasta i wrzucić na próbę – powinno natychmiast wypływać i od razu łapać kolor.
Smażmy faworki na złoto – po kilka na raz, nie za dużo, by nie ochłodzić za bardzo tłuszczu. Obracamy je, np. przy pomocy 2 widelców, uważając, by się nie poparzyć. Z czasem dodajemy po pół kostki smalcu (za każdym razem czekamy aż całość się znów rozgrzeje). Faworki wyławiamy na blachę, wyłożoną ręcznikami papierowymi, by zbierały nadmiar tłuszczu. Posypujemy przez sitko cukrem-pudrem i zdejmujemy z blachy, np. na talerz.














